Odessa – sierpień 2021
Co by nie mówić, to Odessa oraz sama Ukraina nie przychodzą nam jako pierwsze na myśl, kiedy planujemy wakacje. Cóż, czasami trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu i wybrać nie oczywisty kierunek. Chwilę nam jednak zajęło, aby przemyśleć nasz wybór i koniec końców kupić bilety dla naszej czwórki. Do Odessy wybraliśmy się w sierpniu, w szczycie sezonu, dlatego nie było problemu z kupnem biletu lotniczego. Praktycznie wszystkie większe miasta w Polsce oferowały takie loty. Odessa to trzecie największe miasto Ukrainy i najpopularniejszy jej kurort. Nie jest mała, bo liczy milion mieszkańców. Znajdziemy tu piękne stare miasto, liczne plaże, a także rozrywkową i kosmopolityczną dzielnicę Arkadię.
Plan zwiedzania:
- Lotnisko
- Arkadia
- Plaże
- Delfinarium i Kanatna Doroha
- Centrum
- Lunapark, Centrum Nauki i targowisko
- Podsumowanie
Podróż samolotem do Odessy trwa zazwyczaj ok. 1,5 h w zależności od miejsca w Polsce, z którego lecimy. Lotnisko znajduje się w granicach miasta, podobnie jak lotnisko Chopina w Warszawie. W teorii taka lokalizacja powinna oznaczać łatwy i szybki transfer do centrum miasta. Niestety, ale rzeczywistość jest inna. W czasie naszego pobytu w Odessie (sierpień 2021r.) z lotniska można było się wydostać tylko przy pomocy taksówek oraz Ubera i Bolta. Na google maps znajdziemy ikonę przystanku autobusowego przy samym wyjściu z terminalu, a także numery linii, ale niestety żadna miejska komunikacja tu nie dociera. Kierowca Ubera twierdził, że to wynik jakiejś zmowy.
Lotnisko nie jest duże i składa się z dwóch terminali: starego i nowego. Teoretycznie jest dostępny darmowy internet, ale jest on bardzo wolny. Jeśli chodzi jeszcze o komunikację miejską to przystanek autobusowy, z którego faktycznie coś odjeżdża zlokalizowany jest mniej więcej 1,5 km od lotniska. Może nie jest to sporo, ale zrezygnowaliśmy z pomysłu, aby do niego dojść z dwóch powodów. Po pierwsze do Odessy dolecieliśmy po 22.00, a po drugie nasze dzieciaki były już naprawdę senne. Postanowiliśmy zamówić Ubera, ale ze względu na wolny internet nie było to łatwe, ani szybkie. Mimo, że zaznaczyłem punkt odbioru jako wyjście z terminala, to nasz Uber nie podjechał. Dopiero później dowiedziałem się, że prywatne samochody pod samo wejście podjechać nie mogą i kierowcy Ubera bądź Bolta zatrzymują się kawałek dalej – o TUTAJ.
Byliśmy już mocno zdesperowani, bo godzina zrobiła się prawie 23.00, a my nadal nie mieliśmy transportu. Na szczęście na lotnisku było dość dużo Ukrainców, którzy mówią po Polsku i jedna bardzo miła dziewczyna pomogła nam ogarnąć taksówkę. To ona zresztą poradziła nam, żeby zawsze ustalić kwotę przed wejściem do auta. Koszt przejazdu na dzielnicę Arkadię (8 km) wyniósł nas 250 UAH. Jeśli chcecie obejrzeć film z tego dnia to kliknijcie TUTAJ.
Można zaryzykować stwierdzeniem, że jest to dzielnica, która nigdy nie śpi – przynajmniej w sezonie letnim. Słynie ona z nocnego życia i ponoć najlepszych klubów na całej Ukrainie. Całe życie Arkadii skupia się wzdłuż deptaku/bulwaru – Arkadiyska Alley (Аркадійська алея). Co tam znajdziemy? Przede wszystkim wspomniane już kluby – te głównie przy samej plaży; poza tym sklepy, butiki, restauracje, a także niewielki park wodny Hawaii oraz kilka karuzel. Dzieci na pewno nie będą się tam nudzić, a i dorośli znajdą coś dla siebie. Cała okolica jest ładnie utrzymana i cieszy oko. Dużym jednak minusem jest głośna muzyka dobiegająca z klubów znajdujących się przy samej plaży. Gra ona praktycznie cały czas i nie jest to ten rodzaj muzyki, który umila pobyt na plaży.
Przejdę teraz jakże płynnie do wątku właśnie plażowego, bo wybraliśmy Arkadię właśnie po to, aby ta plaża była w pobliżu. Linia brzegowa w tej części miasta jest podzielona na kilka mniejszych plaż, z których większość jest prywatnych, należących do wspomnianych klubów, czy innych „resortów”. Te publiczne zazwyczaj są małe, wąskie, zatłoczone ale czyste. Przynajmniej ja tak je odbierałem.
Nasz wybór na miejsce noclegowe padł na Arkadię, bo chcieliśmy mieć pod ręką atrakcje dla dzieci i plaże. O ile wspomniany deptak i jego atrakcje sprawdziły się w 100% to z pobliskich plaży nie skorzystaliśmy ani razu. Znaleźliśmy inną miejscówkę, ale o tym później.
Przy wejściu na deptak Arkadii zlokalizowana jest galeria handlowa Gagarinn Plaza oraz pętla linii tramwajowej nr 5, którą w 30 min dojedziemy do historycznego centrum miasta. Cała okolica to głównie kilkunasto piętrowe bloki/apartamentowce, a im dalej od plaż i deptaku tym więcej typowych socjalistycznych bloków. Nie umniejsza to jednak temu, że dzielnica ma swój wakacyjny klimat. Na ulicach jest dużo młodych turystów z naprawdę różnych krajów świata. Czuć imprezowy klimat, a w weekend dzielnica żyje przez 24h non stop. Korki są tutaj nawet grubo po północy.
Do tej pory mam mieszane uczucia, co do wyboru tego miejsca na naszą „bazę” wypadową do zwiedzania Odessy. Jednak planując kolejną wizytę w Odessie raczej nie wybrałbym tej dzielnicy, nawet jakbym był bez dzieci. Lepszy klimat moim zdaniem jest w samym centrum, ale wiadomo – co kto lubi.
Więcej na temat Arkadii znajdziecie u mnie na kanale YouTube.
Wspominałem chwilę wcześniej, że plaże w Arkadii nas nie urzekły. Jednak im dalej będziemy szli (chodnik/ścieżka rowerowa biegnie wzdłuż wybrzeża od Arkadii do Centrum – dobre 6 km) tym więcej lepszych miejsc do plażowania znajdziemy. Od razu uspokoję, że na tej długiej trasie kursują takie autobusiki – meleksy. Te „lepsze” plaże są przede wszystkim szersze i więcej jest też odcinków publicznych. My zdecydowaliśmy się na plażę prywatną – Plyazh Otrada, która posiadała niewielki basen dla dzieci. Miejsce to było spokojne i nastawione głównie na wypoczynek z dziećmi. Za ok. 500 UAH dostawaliśmy dwa leżaki przy samym basenie na 6h. Dodatkowym plusem tego miejsca był fakt, że znajdowało się ono tuż przy dolnej stacji słynnej kolejki linowej – Kanatna Doroha. Wspomnę jeszcze, że oprócz basenu były oczywiście toalety, zaplecze gastro i plac zabaw, a całym tym przybytkiem kierowała szanowna Pani Luba. To ona tu rządziła niczym Pani z dziekanatu 🙂
Moim zdaniem taka plaża z niewielkim basenem to strzał w dziesiątkę i najlepsza opcja na Odessę. Przez cały czas mamy dzieci pod nosem, a morze jest tuż za naszymi plecami. Warto w tym miejscu wspomnieć, że woda w Morzu Czarnym na pewno jest cieplejsza niż woda w Bałtyku. Niestety fani palm będą zawiedzeni. Jedyne jakie widzieliśmy to te na deptaku w Arkadii i przy delfinarium, no i rosły one w donicach.
Więcej o plaży znajdziecie klikając TUTAJ.
Kolejka linowa Kanatna Doroha to moim zdaniem jedna z tych atrakcji turystycznych, których próżno szukać w Polsce i w szeroko rozumianym „zachodnim” świecie. Jedno z jej praktycznych zastosowań to skrócenie czasu dojścia na plaże, a szczególnie z plaży na przystanek tramwajowy. Akurat na tym odcinku wybrzeża do pokonania jest spora skarpa. Pół biedy jak idziemy z górki, ale w drugą stronę mamy dużą ilość schodów do przejścia. Mimo, że przeważnie idzie się w cieniu drzew to i tak potrafią one solidnie zmęczyć, szczególnie jak pod ręką ma się jeszcze dwie hulajnogi.
Co więcej? Kolejka linowa pamięta bardzo dobrze czasy lat 80, a może i 70, kto wie? Jest mocno wysłużona, ale cały czas sprawna. Wagoniki nie przypominają tych, które znamy z polskich kolejek linowych, oj nie. Te tutaj to w zasadzie takie niewielkie „coś” z małym daszkiem, do którego na postoju trzeba wskoczyć i to samo zrobić przy wyjściu. Szybsze bicie serca murowane. Nie ma jednak dramatu, bo zarówno na stacji górnej, jak i dolnej są osoby, które pomagają przy wsiadaniu i wysiadaniu. My z naszymi dziewczynkami daliśmy bez problemu radę. Jednak odradzałbym tę atrakcję z bardzo małymi dziećmi, no i nie ma szans abyśmy zmieścili wózek, chyba, że to spacerówka.
Idąc dalej chodnikiem wzdłuż wybrzeża dojdziemy w końcu do Plaży Lanżeron przy, której znajduje się odeskie delfinarium Nemo. Nie mieliśmy w planach pójścia na pokaz, ale cenowo wychodzi 300 UAH/os. Dosłownie obok znajdziemy naprawdę fajny plac zabaw, gdzie są nawet huśtawki dostosowane dla dzieci poruszających się na wózkach inwalidzkich. Moje dziewczyny były zachwycone, chociaż dziurę w brzuchu wierciły o te delfinarium. Jeżeli nie chcemy iść na taki pokaz, bo szkoda nam na to pieniędzy, albo nie bawią nas pokazy zwierząt, ale dzieciaki nie dają za wygraną, to mam rozwiązanie. W przestrzeni kas, w holu są okna, które pokazują to, co znajduje się pod wodą. Delfiny często tam podpływają, więc zupełnie za darmo możemy przez chwilę takiego delfina naszemu dziecku pokazać, nie wydając ani hrywny – taki sposób na „Janusza” :). Możemy także na plaży wpatrywać się w morze i jest szansa, że zobaczymy delfiny w ich naturalnym środowisku.
Wspomniałem jeszcze o plaży Lanżeron, która z plażą nie ma za dużo wspólnego. Cała przestrzeń przy delfinarium jest fajnie zagospodarowana, są ławki, knajpki, fontanna i takie niewielkie mola, z których wchodzi się do wody – to jest właśnie plaża.
Jeżeli tak jak my, ktoś z Was będzie mieszkał na Arkadii to bez problemu dostanie się tam melexami, które kursują na trasie Arkadia – Plaża Lanżeron. Przejazd trwa ok. 20 min i kosztuje 160 UAH. Pamiętajcie jednak, że ten „busik” odjeżdża dopiero, gdy jest pełen. My czekaliśmy 10 min.
Centrum Odessy jest piękne i basta. Ma swój niepowtarzalny urok, a porośnięte platanami aleje idealnie współgrają z niską zabudową. Oczywiście im bliżej największych zabytków/atrakcji to ta zabudowa staje się bardziej monumentalna i reprezentacyjna. Duża część miasta jest odnowiona – to widać, choć jeszcze dużo pracy przed nimi. Z drugiej strony kamienice, które lata świetności mają dawno za sobą współtworzą niepowtarzalny klimat tego miasta.
Odległość Arkadii od centrum to aż 8 km, więc spacer raczej odpada. Uber i taksówka też, bo ulice strasznie się korkują i trochę postoimy. My wybraliśmy bezpośredni tramwaj linii nr 5, który jedzie w okolice głównego dworca kolejowego ok. 20 min, koszt to 5 UAH/os. dorosłą. Miejscowi mówili nam, że dziewczynki jadą za darmo, ale nigdzie tego oficjalnie nie zweryfikowaliśmy. Bilety kupuje się u motorniczego. W godzinach popołudniowych można mieć trudności, aby do tramwaju wsiąść i później z niego wysiąść (spory tłum). My mieliśmy problem, aby się z niego wydostać, tym bardziej, że siedzieliśmy i jedna z naszych córek zasnęła. Na szczęście pasażerowie wzięli się w garść i jakoś się udało zrobić dla nas przejście do wyjścia.
Centrum jest jak na mój gust całkiem sporę. Jeśli chcemy faktycznie chłonąć tutejszą atmosferę i podziwiać jego urok, to nastawmy się na sporo chodzenia. Nam przejście od dworca pod budynek opery zajęło dobre 40 min (trzeba wziąć poprawkę na dzieci, google pokazuje 25 min). Spokojnie zarezerwujcie sobie cały dzień na nieśpieszne zwiedzanie centrum. Dodatkowo najlepiej jeszcze jeden wieczór na spacer po zachodzie słońca (dużo kamienic jest naprawdę ładnie oświetlonych). Ci z Was, którzy nie będą w mieście z dziećmi to mogą skosztować bogatego nocnego życia. Żeby nie było, my spacerowaliśmy wieczorem razem z naszymi córkami i mimo pory (ok. 22:00) to było dla nich kilka atrakcji np.: bardzo fajne uliczne teatrzyki lalkarzy. Odessa to milionowe miasto, więc nie tak prędko kładzie się spać.
Centrum oferuje dużą liczbę restauracji. My z czystym sumieniem możemy polecić Wam restaurację „Kaczka”. Jest to niewielka sieciówka (chyba dwa lub trzy lokale w mieście), ale ma naprawdę dobre, lokalne jedzenie i warzą swoje piwo.
Nie będę się bawił w Wikipedię i nie będę rozpisywał się o zabytkach, które znajdują się w centrum miasta. Na pewno warto je zobaczyć i raczej nie będziecie rozczarowani. My byliśmy zawiedzeni w zasadzie tylko jednym – Schodami Potiomkinowskimi. Dlaczego zapytacie? Bo to tylko schody z bardzo przeciętnym widokiem! Warto jednak odwiedzić sąsiedni Park Stambulski, który ma do zaoferowania m.in. fajny plac zabaw dla dzieci. Dodatkowo dobrą opcją na odpoczynek będzie jeszcze sąsiedni Park Grecki z jeszcze bardziej wypasionym placem zabaw oraz okolice Skweru Starobazarnego. Na tym ostatnim oprócz wielkiego posągu kozaka znajdziemy dużo dmuchańców i różnych innych atrakcji dla dzieci, które znamy z polskich festynów.
Jeśli po zwiedzaniu centrum znajdziecie w sobie jeszcze trochę sił to możecie spróbować pójść do opisanego wcześniej delfinarium. Najkrótsza droga będzie prowadziła przez chyba największy w mieście Park Szewczenki, w którym znajduje się m.in. stadion piłkarski lokalnej drużyny, a na obrzeżach także lunapark.
Chciałem Wam jeszcze opisać trzy dość nietypowe atrakcje Odessy dla dzieci, które nie są przystankiem obowiązkowym. Można je potraktować jako przerywnik w zwiedzaniu miasta.
W sąsiedztwie centrum i wspomnianego wcześniej Parku Szewczenki znajduje się odeski lunapark. Brzmi szumnie, ale rzeczywistość bywa okrutna. Wesołe miasteczko lata świetności ma za sobą i jest stosunkowo małe. Duża część atrakcji pamięta lata 90, a może i końcówkę lat 80. Mimo wszystko to dobra opcja, aby po długim spacerze udać się w to miejsce i zrobić sobie dłuższą przerwę. Atrakcje są dostosowane dla każdego dziecka, a ceny bardzo przystępne. W sumie wizyta w tym miejscu może być sentymentalnym powrotem do dzieciństwa niejednego z rodziców. Mi najbardziej podobał się diabelski młyn, który był wysoki i rozpościerał się z niego niesamowity widok na całe miasto no i morze. Polecam szczególnie tuż przed zachodem słońca. Wejście do wesołego miasteczka jest darmowe, a płci się za poszczególne atrakcje oddzielnie.
Dobrym rozwiązaniem na deszczowy dzień, a w zasadzie na deszczowe 2h jest wizyta w centrum nauki – Museum of Interestin Science. Nie ma co szukać porównania do warszawskiego Centrum Nauki Kopernik. Placówka znajduje się na piętrze pasażu handlowego i faktycznie wystarczy nam max 2h spokojnego korzystania z atrakcji. Te nie powalają dorosłych, ale dzieci bawią się dobrze i to jest najważniejsze. Wstęp jest płatny i nas kosztował 450 UAH za trzy osoby, bo dzieci do lat trzech wchodzą za darmo.
Ostatnią nietypową dla nas atrakcją było targowisko Privoz Market. Jest duże i częściowo mieści się w starych, chyba zabytkowych halach. Takie połączenie dawnego stadionu dziesięciolecia i Hali Koszyki 🙂
Dla większości w ogóle to nie będzie atrakcja, ale dla nas była i to jaką! Po pierwsze sami lokalsi, po drugie można kupić wszystko, co tylko przyjdzie nam do głowy, po trzecie możemy się dobrze najeść i napić. Wszystko w bardzo rozsądnych cenach.
Najciekawsza jest część mięsna i rybna. Trochę śmierdzi, zwłaszcza kiedy na zewnątrz jest 30 stopni, a w środku hali wiszą całe świnie na hakach, ryby co jeszcze rano w Morzu Czarnym sobie pływały, a do tego tłum ludzi robiących codzienne zakupy. Mimo wszystko bardzo nam się podobało. Ponoć można napić się tam przepysznego świeżego soku z granatów, ale my niestety nie widzieliśmy żadnego stoiska z tym rarytasem.
Koszty:
– bilety lotnicze: 1 973 zł (Ryanair),
– noclegi: 1 947 zł/7 dni,
– ubezpieczenie: 256 zł,
– hotel przy lotnisku w Pyrzycach: 198 zł/4 os/1 noc
– parking przy lotnisku w Pyrzycach: 68 zł/7 dni
Odessa nas zachwyciła. Przylatując do tego miasta nie mieliśmy w zasadzie żadnego wyobrażenia, jak te nasze tygodniowe wakacje mogą wyglądać. Było super, swojsko, a jednocześnie inaczej. Trudne do opisania przeżycia. Na pewno Odessa to miasto sprzeczności. Z jednej strony czuć i widać jeszcze poprzedni ustrój, a z drugiej strony widzimy nowoczesne, europejskie i kosmopolityczne miasto.
To co podobało nam się najbardziej to zielone centrum Odessy, przyjaźnie nastawieni i zawsze skorzy do pomocy mieszkańcy. Minusem natomiast była dzielnica, w której mieszkaliśmy – Arkadia. Nie pije do tego, że to mocno imprezowe miejsce, ale ta część miasta jest dość daleko od centrum, plaże są małe i ciągle gra na nich głośna muzyka. Sama Arkadia jest ok. Słabe jest również to, że na lotnisko nie dostaniemy się żadną komunikacją miejską! Jesteśmy w tym przypadku skazani na Ubera, albo taksówki. No i na koniec ceny; z pewnością to miasto nie należy do najtańszych. Mimo wszystko zawsze można znaleźć coś na każdą kieszeń, czy to jedzenie, czy noclegi.
Polecamy całym sercem!
Zobacz również:
Galeria: