Oslo – Maj 2019
Norwegia to nie był dla nas kierunek oczywisty. Wynikało to z wielu powodów, ale jak się koniec końców okazało większość argumentów przeciw wynikała głównie z naszej niewiedzy, powielanych stereotypów i chyba ogólnej „niechęci” do zimnej północy. Aczkolwiek dominujący pogląd o wielkiej drożyźnie akurat okazał się prawdziwy, ale o tym później, bo i na to jest rada.
Od samego początku miał to być wyjazd tylko weekendowy więc wszelkie planowanie ograniczyło się tylko do Oslo. Nasze wyobrażenie o tym mieście było nijakie i w zasadzie sprowadzało się tylko do stwierdzenia, że nie ma tam nic ciekawego do obejrzenia. Podejście to zmieniało się stopniowo. To na co natrafiłem na różnych blogach też nie zachęcało lecz im dalej w las tym robiło się coraz ciekawiej. Tuż przed wyjazdem nie mogliśmy się już doczekać muzeów, świeżego powietrza i długiego jak na początek maja dnia.
PLAN WYJAZDU:
- Oslo
Myślę, że najistotniejszą sprawą na początek będzie opisanie z grubsza kwestii transferu z lotniska ponieważ to, na którym lądowaliśmy – Sandefjord Torp oddalone jest od centrum Oslo ok. 120 km. Jest ono małe i niepozorne, ale znajdziemy tu całą najważniejszą infrastrukturę, no może oprócz placu zabaw, bo tego chyba nie było.
Jeśli nie macie tak jak my zbyt wiele czasu na zwiedzanie interioru to polecam dojazd do Oslo pociągiem. W porównaniu z autobusami wychodzi najtaniej (254 zł za dwie osoby, bo dzieci jadą za free), a do tego jedziemy przez naprawdę malownicze miejsca. Co chwila w krajobrazie dominują słynne drewniane i pomalowane na czerwono zabudowania, a teren jest przyjemnie pofałdowany. Dzieciaki natomiast największą frajdę miały z możliwości spacerowania po pociągu i zaczepiania nowo poznanych ludzi. Wspomnę jeszcze, że bilety na pociąg kupiłem przez aplikację, ale bez problemu można było je kupić w automatach na lotnisku. Na dworzec kolejowy (oddalony od lotniska ok. 1 km) dowozi darmowy autobus, a sama podróż do Oslo trwa 1,5h.
Na dworcu głównym w informacji turystycznej postanowiliśmy kupić jeszcze kartę „Oslo Pass” dzięki, której mogliśmy zwiedzać za darmo prawie wszystkie muzea, a w cenie mieliśmy też darmową komunikację miejską (w tym promy) oraz szereg innych przywilejów, czy zniżek. Dzieci jej nie potrzebowały, bo praktycznie do szóstego roku życia za nic nie płacą. Aha karta na 48h kosztowała nas 576 zł za dwie osoby. Był to strzał w dziesiątkę, bo dzięki niej zaoszczędziliśmy sporo pieniędzy na przejazdy i wejściówki do muzeów, a ich zwiedziliśmy całkiem sporo.
Nasze mikro mieszkanie (znaleziona na Airbnb) od centrum oddalone było tylko o cztery stacje metra. Była to spokojna okolica z zadbanymi kamienicami i pięknym widokiem na skocznię Holmenkollen. Jedyny minus był taki, że kiedy wyszliśmy z metra to zaczął padać-sypać śnieg! A przypomnę, że mieliśmy już maj.
Nasza karta „Oslo Pass” była aktywna dopiero od dnia następnego więc aby nie nadwyrężyć naszego budżetu to postanowiliśmy pójść na nieco dłuższy spacer po centrum i zobaczyć te miejsca, które były bezpłatne. Na szczęście przestał padać śnieg i wyszło słońce. Ubraliśmy się więc ciepło i ruszyliśmy w miasto.
Ratusz (Rådhuset)
Miejsce, w którym przyznawana jest Pokojowa Nagroda Nobla zaskoczyło nas pozytywnie swoimi wnętrzami i ciekawą architekturą choć daleko nam do znawców tematu. Nie udało nam się niestety znaleść żadnej windy aby razem z wózkiem zwiedzić piętro. Pewnie gdzieś była, bo samo dojście do budynku posiadało stosowne podjazdy i rampę. O dziwo dobrze odnalazła się tu nasza starsza córka, której kolorowe ściany i portrety króla i królowej bardzo się podobały. Całe „zwiedzanie” trwało może ze 30 min.
Twierdza Akershus
W zasadzie rzut beretem od ratusza, kilka minut spacerem. To co zapamiętałem to przede wszystkim widok na Oslofjord oraz zmianę warty, która zawsze jest super atrakcją dla moich dzieci. Oprócz tego innych atrakcji nie zauważyłem. Co do przyjemności ze spaceru w tym miejscu to byłbym bardzo ostrożny z takim stwierdzeniem. Trzeba pamiętać, że jest to twierdza, która położona jest na wzniesieniu. Aby podziwiać widoki na fiord to trzeba wejść na samą górę, co samo w sobie wyzwaniem nie jest. Natomiast kostka brukowa, którą pokryta jest droga na „szczyt” wyzwaniem jak najbardziej już jest. Szczególnie kiedy idzie się tam prowadząc wózek. Trzęsło tak, że najmłodsza odpłynęła!
Opera (Operahuset)
Z pewnością jest to jeden z symboli miasta. Budynek o nowoczesnej architekturze, który przynajmniej mi kojarzył się trochę jak słynna opera w Sydney. Chyba największą jego atrakcją oprócz pójścia na spektakl jest wejście na jego dach. My ze względu na zmęczenie sobie odpuściliśmy. Z drugiej strony nie jest on zbyt wysoki więc widoki mogły by się okazać rozczarowujące.
Czyli na nasze półwysep, na którym moim zdaniem znajdują się najbardziej interesujące muzea. Do tego całkiem przyjemna dzielnica z domkami w stylu norweskim i klimatycznymi zatoczkami.
Po półwyspie między muzeami można przemieszczać się na pieszo nawet z wózkiem ponieważ odległości są spacerowe. Z kolei na półwysep najlepiej dostać się promem, bo niedość, że szybko (10 min.) to dodatkowo mamy atrakcję dla dzieci. Tak jak wspomniałem przejazd promem i wszystkie opisane przeze mnie muzea mamy w cenie karty „Oslo Pass”.
Muzeum etnograficzne (Norsk Folkemuseum)
Dla mnie bomba! Cała Norwegia na wyciągnięcie ręki. Na początku zaczyna się niepozornie i nudnie, bo mijamy kilka chat, jakieś „obory”, no ale później zdecydowanie jest petarda.
Cały kompleks jest dość rozległy i co ważne nie jest w całości na płaskim terenie więc wózkiem było trzeba zrobić jedno, czy dwa podejścia. Znajdziemy tutaj zabudowę z różnych regionów Norwegii jak i z różnych epok. Zwiedzimy norweską wieś oraz miasto z początku XX wieku. Serio, odtworzyli cały kwartał ulicy. Dodatkowo, co sprawia, że nie jest nudno to to, że praktycznie wszędzie można wejść, wszystkiego można dotknąć, a na dodatek w chałupach, gospodarstwach i domach są prawdziwi ludzie. Wykonują oni swoje codzienne obowiązki tak jakby byli duchami. Oczywiście można z tymi ludźmi porozmawiać, czy zrobić sobie zdjęcie. I tak można znaleść Panią, która wyszywa, czy gotuje obiad, Pana, który jeździ furmanką, rolnika, który dogląda inwentarza. Jednym słowem wioska/miasto ma swoich mieszkańców. Aha, można jeszcze popróbować jedzenia, która akurat jest przygotowywane.
Na terenie muzeum znajduje się również plac zabaw i kawiarnia. Nam zwiedzanie zajęło ok 2h w miarę szybkim tempie.
Link: https://norskfolkemuseum.no
Muzeum łodzi wikingów (Vikingskipshuset)
Zaledwie 5 min drogi od muzeum etnograficznego. Niewielki budynek na planie krzyża. W środku znajdziemy dwie łodzie i jeden szkielet oraz inne eksponaty. W internetach piszą, że nie warto, ale mi się podobało. Nie zajmuje to wiele czasu, a moim zdaniem klimat jest.
Moje dziewczyny były jednak zdecydowanie na „nie” i skupiły się na oglądaniu multimedialnego filmu edukacyjnego. Wydaje mi się, że chłopcy jednak powinni się tematem zainteresować, bo są miecze, hełmy i inne wojownicze artefakty. Ba nawet szkielet wikinga znajdziemy. Całkiem sporo turystów było.
Link: https://www.khm.uio.no/besok-oss/vikingskipshuset/
Muzeum Kon-Tiki
I znów spacerkiem w ok. 15 min dochodzimy nad brzeg Oslofjord gdzie znajdują się aż trzy muzea obok siebie. Zdecydowanie dwa z nich były na mojej liście „must see”.
Pierwsze z nich, o którym piszę to muzeum tratwy Kon-Tiki, którą to w 1947r. niejaki Thor Heyerdahl przepłynął z Ekwadoru do wysp Polinezji chcąc udowodnić prawdziwość jednej ze swoich teorii. Więcej jednak na ten temat znajdziecie choćby na Wikipedii, czy stronie internetowej muzeum. Oprócz tego jest tam jeszcze jedna tratwa – Ra, którą to Pan Thor przepłynął w 1979r. z Maroka na Barbados.
W muzeum chodzi się się specjalnie wyznaczoną ścieżką, która jest przystosowana również dla wózków. Aranżacja jest ciekawa na tyle, że moje dwie pociechy odżyły w tym miejscu i ze skupieniem oglądały eksponaty, czy filmy. Niestety na łódki nie można wchodzić i są one za barierkami. Muzeum jest naprawdę ciekawe, ale nie daje zbyt dużo możliwości aby obcować z eksponatami. Nam jego zwiedzenie zajęło ok. 1 ha.
Link: https://www.kon-tiki.no, część strony jest w języku polskim.
Muzeum wypraw polarnych (Fram)
Zdecydowanie rozbija bank! W środku znajdziemy oryginalne łodzie Amundsena – Fram i jeszcze jedną nieco mniejszą – Gjøa, które brały udział w ekspedycjach polarnych.
Słuchajcie, muzeum powstało tak, że te łodzie wpłynęły do doku i nad nimi zbudowano cały obiekt. Nie są one niczym ograniczone dlatego wydają się naprawdę ogromne. Każdy statek można zwiedzać i wchodzić do jego środka. Pokłady zostały zaaranżowane tak jak podczas wypraw polarnych – czad. Miejmy jednak na uwadze, że wózkiem tam nie pojeździmy, a i chodząc tam z maluszkiem musimy być ostrożni – strome schody itp. Dodatkowo w części muzeum gdzie jest statek Fram jest na ścianach pokaz multimedialny przedstawiający rejs w burzy i spokojne dryfowanie wśród gór lodowych – drugi czad! Z innych atrakcji wymienię jeszcze igloo, symulator ciągnięcia sań z ekwipunkiem (również wersja dla dzieci), a także mroźny tunel strachu oraz cały szereg eksponatów związanych z tego rodzaju wyprawami. Wszystko to na trzech piętrach, które otaczają statek. Windy oczywiście są. Tutaj naprawdę warto pochodzić dłużej i proponowałbym zarezerwować sobie min. 2h czasu aby ze spokojem wszystko zobaczyć. Szczególnie wejście na statki lubi się przytykać od ilości turystów, ale z drugiej też strony aż tak tego nie odczuliśmy.
Link: https://frammuseum.no/our-exhibitions/gjoa-welcome-aboard/
Pod koniec dnia kiedy znów znaleźliśmy się w pobliżu ratusza to udało mi się jeszcze wejść tuż przed zamknięciem do muzeum pokojowej nagrody Nobla. Nie zainteresowało mnie w ogóle. Było ono urządzone w mało czytelny dla mnie sposób. Jednak znajduje się tam całkiem fajny sklepik z różnymi rzeczami zrobionymi ręcznie. Sklep może i fajny, ale cenowo zwala z nóg.
Ten dzień również zapowiadał się intensywnie z tej racji, że obiekty, które chcieliśmy pozwiedzać były rozlokowane w różnych częściach miasta. Dodatkowo oprócz muzeów postanowiliśmy zobaczyć centrum Olslo wraz z pałacem królewskim. Nie jest to obszar rozległy więc ze spokojem można sobie zarezerwować około 1,5h spaceru. Oprócz podejścia pod pałac królewski w zasadzie jest płasko. „Starówka” jest zadbana, ale nie powiedziałbym, że jakaś spektakularna. Po prostu ładne, dobrze utrzymane kamienice. Idąc od dworca głównego w kierunku pałacu możemy iść ulicą Karl Johans gate i w zasadzie zobaczymy najważniejsze zabudowania miasta, jak np.: uniwersytet, teatr narodowy i inne.
Wskazówka: moim zdaniem zmiana warty przed pałacem królewskim to nic wielkiego i lepiej spożytkować ten czas na zupełnie coś innego.Nasze dzieci najbardziej cieszyły się ze zdjęć, które robiły sobie z trolami, które były częścią wystaw mijanych sklepów, a także dużo radości sprawił im spacer w parku otaczającym pałac królewski. Było tam kilka instalacji, które, co ciekawe zostały wykonane zgodnie z rysunkami dzieci.Muzeum Muncha (Munch-museet)
Pojechaliśmy tam metrem, bo na pieszo trochę nam się nie chciało tym bardziej, że pogoda była w kratkę – raz piękne słońce, a innym razem deszcz.
Trzeba wysiąść na stacji – Tøyen i iść może 5 min wzdłuż bloków. Zresztą po wyjściu ze stacji są odpowiednie znaki więc każdy trafi.
Jak na najbardziej znanego artystę Norwegii to muzeum bardzo skromne, a budynek wręcz można było przeoczyć. Z tego, co się dowiedziałem to w niedługim czasie muzeum czeka przeprowadzka do nowej placówki, która tym razem ma być godna artysty. Nam nie udało się załapać na największą atrakcję tej galerii, czyli obraz „Krzyk”. Niestety trwała jego konserwacja, a także przy okazji większości obrazów. Wejściówka z tej racji była zupełnie za darmo dla wszystkich. W środku jednak coś było i postanowiliśmy wejść i sprawdzić.
Znawcami sztuki, a w zasadzie malarstwa to my nie jesteśmy, ale te obrazy, które były dostępne nam się podobały. Co ważniejsze nawet nasze dziewczynki się dobrze bawiły, a starsza to nawet w dyskusje wchodziła na temat tego „co autor miał namyśli”.
W muzeum znajdziemy darmowe szafki na ubrania i inne przedmioty. Do środka nie wpuszczą nas z wózkiem ani selfiestickiem. Przechodzimy coś na wzór odprawy na lotnisku.
Link: https://munchmuseet.no
Muzeum historii naturalnej (Naturhistorisk museum)
Zaledwie 200m od muzeum Muncha, wystarczy przejść ulicę i już jesteśmy. Budynek otoczony jest jeszcze ogrodem botanicznym, a sam gmach do najwiekszych nie należy (szczególnie jeśli porównanym go z podobnym obiektem we Wiedniu).
Warto tam pójść ze względu na dzieci, ponieważ wystawy są zrobione z myślą o nich. W środku znajdziemy ogromny szkielet Tyranosaura, sale geologiczną z poduszkami w kształcie głazów. Do tego mamy pomieszczenia poświęcone faunie i florze Norwegii więc możemy zrobić sobie zdjęcie z niedźwiedziem polarnym, czy z reniferem. Jest też sala poświęcona ewolucji człowieka z kilkoma szkieletami. Dzieciom się podobało i to nie tylko moim. Bardzo dużo modeli zwierząt robiło swoje i działało na wyobraźnię. Było też kilka stanowisk gdzie dzieci mogły choćby pobawić się w archeologów. Na zwiedzanie proponuję przyjąć nie mniej niż 1,5h.
Link: https://www.nhm.uio.no
Skocznia Holmenkollen
Nie byliśmy do końca przekonani, czy mamy jeszcze siły aby się tam wybrać. Kompleks zlokalizowany jest dość daleko od centrum, a na dodatek pogoda się popsuła i co jakiś czas padał deszcz. No, ale ponoć Norwegowie mają takie powiedzenie, że nie ma złej pogody tylko są źle ubrani ludzie. Z tą myślą postanowiliśmy wykrzesać resztki sił i chęci aby słynny kompleks odwiedzić.
Dojazd jest prosty, bo kursuje tam metro, które na tym odcinku jeździ na powierzchni i mozolnie się wspina. Dzięki czemu długa jazda nie jest nudna, bo można podziwiać panoramę miasta. Przystanek znajduje się na początku całego kompleksu i aby się dostać pod samą skocznie to trzeba jakieś 0,5 km tyrać pod górę. Mimo, że jest chodnik to i tak pchanie wózka nie jest proste i idzie się porządnie zmęczyć.
Skocznia robi wrażenie, budowla jest nowoczesna, a tuż przy niej znajduje się symulator skoków, za który trzeba dodatkowo zapłacić. My postanowiliśmy wjechać od razu na samą górę aby podziwiać widoki. Panorama nas nie rozczarowała, bo widać było całe miasto, wyspy i wysepki na Oslofjord, a w oddali również zaśnieżone szczyty górskie. Platforma jest dość duża więc tłoku nie było, a i czas na niej nie jest ograniczony więc ze spokojem można podziwiać widoki i cykać zdjęcia. Wózek proponuję zostawić gdzieś na dole, bo przy większej liczbie turystów będzie problem aby wejść do windy.
Godne polecenia jest muzeum skoków. Wbrew pozorom jest fajnie zaaranżowane, a co najważniejsze znajduje się tam duży plac zabaw dla dzieci. My niestety zrobiliśmy to biegiem, bo już zamykali.
Link: https://www.skiforeningen.no/holmenkollen
Ostatnim punktem tego dnia był spacer po parku Frogneparken, który ponoć jest największym i najbardziej znanym parkiem w mieście. Może i tak jest, my spacerowaliśmy dość krótko, bo było już po 19, a oprócz później pory jeszcze mokro i chłodno. Polecam jednak tam przyjść ze względu na gigantyczny plac zabaw dla dzieci w różnym wieku. Naszym nie przeszkadzała w cale pogoda i szalały do upadłego. Ze względu na to, że ciemno robiło się dopiero ok. 22 to praktycznie byliśmy tam do 21.
Inaczej niż w Izraelu tu nie mieliśmy jeszcze całego dnia na zwiedzanie, bo nasz samolot odlatywał po 8 rano z tego samego lotniska, co przylecieliśmy – Torp.
Tym razem ze względu na wczesne godziny postanowiliśmy skorzystać z usług polskiego przewoźnika o bardzo znamiennej nazwie – PKS Oslo! Bilety kupiliśmy już wcześniej w Polsce na stronie internetowej, a ich koszt to 283 zł dla całej czwórki. Busy kursują zgodnie z rozkładem lotów więc nie ma obawy, że się spóźnimy. Dodatkowo otrzymujemy numer do polskiego kierowcy aby ustalić z nim szczegóły odbioru. Na lotnisko jechaliśmy ok. 1,5h. Warto tu wspomnieć o tym, że w busie czekały na nasze dziewczyny foteliki (zgłaszaliśmy to przy kupnie biletu).
Koszty:
– bilety lotnicze: 923 zł (Wizzair),
– ubezpieczenie: 189 zł (AXA),
– noclegi: 1 150 zł,
– Oslo Pass: 576 zł (48h, dzieci za darmo),
Przejazdy:
– pociąg do Oslo: 254 zł (dzieci za darmo),
– autobus na lotnisko: 283 zł (PKS Oslo),
– bilety komunikacji miejskiej: 16 zł (pojedynczy bilet),
Jedzenie:
– jedzenie w Burger King: ok. 160 zł (4 os.),
– jedzenie z foodtracka: ok. 70 zł (2 os.),
– 1l soku pomarańczowego: 20 zł,
– 1l mleka: 12 zł,
– zakupy w markecie (KIWI) na jeden dzień: 120zł (podstawowe produkty),
– pizza w lokalu: 300 zł (4 os.),
– piwo: 18 zł (market), 45 zł (bar).
Jest drogo, a nawet bardzo i trzeba to sobie zakodować. Jedną z opcji aby choć trochę zmniejszyć koszty tam na miejscu na pewno jest zabranie jakiegoś jedzenia ze sobą. Drogo jest nie tylko w restauracjach, ale również w marketach. My robiliśmy zakupy w KIWI, bo był pod nosem, no ale też dziadowaliśmy i braliśmy tańsze produkty.
Z pewnością oprócz świeżego powietrza, miłych i chętnych do pomocy ludzi jest taka opcja, że dzieci praktycznie nie płacą za wejściówki i komunikację. Można uśrednić, że głównie dotyczy to tych do 6-go roku życia.
Strzałem w dziesiątkę okazało się wykupienie karty „Oslo Pass”, bo zwróciła się ona nam dwukrotnie. Kupowanie jej opłaca się jednak tylko w przypadku intensywnego zwiedzania. Ze zniżek na restaurację i tak nie korzystaliśmy, bo cały czas sumy były nie do zaakceptowania.
Lotnisko Sandefjord Torp- https://www.torp.no
Kolej, na którą można kupić bilet z lotniska do Oslo – https://www.vy.no/en
Karta „Oslo Pass” – https://www.oslocard.com
Muzeum etnograficzne – https://norskfolkemuseum.no
Muzeum łodzi wikingów – https://www.khm.uio.no/besok-oss/vikingskipshuset/
Muzeum Kon-Tiki – https://www.kon-tiki.no
Muzeum Fram – https://frammuseum.no/our-exhibitions/gjoa-welcome-aboard/
Muzeum pokojowej Nagrody Nobla – ttps://www.nobelpeacecenter.org
Muzeum Muncha – https://munchmuseet.no
Muzeum historii naturalnej – https://www.nhm.uio.no
Holmenkollen – https://www.skiforeningen.no/holmenkollen
PKS Oslo – https://pksoslo.com/pl
Zobacz również:
Galeria
2 komentarze
szajbus
my byliśmy w połowie maja i też jednego dnia padał śnieg.
Potwierdzam, że Oslopass to dobra opcja.
Linka_Kaczy
Pogoda zmieniała się w ciągu dnia jak w kalejdoskopie.
Co do Oslo Pass to przede wszystkim duża oszczędność.