Sycylia – Lipiec 2018

Głowa aż buzuje od nadmiaru wspomnień i przeżyć. Choć od wyjazdu minęła już dłuższa chwila, to obrazy przed oczami są wciąż żywe i intensywne. Bez przesady mogę stwierdzić, że Sycylia jest jak jedzenie lodów w bułce (tak.. na Sycylii jedzą w taki sposób lody), niby wszyscy wiemy jak smakuje bułka i dany smak lodów, a jednak próbujesz i … buum! Jesteś w innym świecie, jakbyś uwolnił się z Matrixa 😉Wyjazd był bardzo spontaniczny, bo wszystko rozegrało się w przeciągu trzech dni – od wyboru miejsca do wylotu. Ustaliliśmy, że nie robimy objazdówki tylko niewielkie zwiedzanie okolic. Za miejsce naszego pobytu wybraliśmy Castellammare del Golfo, które okazało się bardzo kameralnym miasteczkiem. Większość Włochów swój urlop planuje w sierpniu dlatego liczba turystów była mała, co nam bardzo odpowiadało. Miejsca, które zwiedzaliśmy: Kiedy wylatywaliśmy z Wrocławia, to mimo, że był środek lipca było dość chłodno i lało już od kilku dni. Wystarczyły dwie godziny z minutami, aby znaleźć się w krainie słońca i zapachów. Po wyjściu przed halę przylotów doznaliśmy jednak lekkiej konsternacji, ponieważ pierwsze na co zwróciliśmy uwagę to samochód z polską rejestracją DW – czyli Wrocław 🙂Lądowaliśmy na lotnisku Aeroporto di Palermo Falcone e Borsellino, które od Palermo oddalone jest o ok. 40 km. Prawie w takiej samej odległości od lotniska znajduje się nasze Castellammare del Golfo.Transfer z racji odległości trochę nas kosztował. Wiadomo, zawsze są przynajmniej trzy opcje transportu. Najdroższa to oczywiście taksówka, średnia to prywatne busy i najtańsza opcja to autobus (PKS). Lądowaliśmy przed 20 dlatego nie byliśmy pewni, czy uda nam się zdążyć na ostatni PKS. Poza tym na miejscu bylibyśmy już po zmroku i szukanie naszej miejscówki ze zmęczonymi i rozdrażnionymi dziećmi nie wchodziło w grę, dlatego wybraliśmy prywatnego busa. Znalezienie tego rodzaju transportu było bardzo proste. Wystarczyło wpisać odpowiednią frazę do wyszukiwarki i po sekundzie mieliśmy już pełno propozycji. Co ciekawe, były również polskie firmy, które oferowały transfer, ale okazały się najdroższe. My wybraliśmy lokalną firmę, która czekała na nas w wyznaczonym czasie i miejscu. Kierowca oczywiście nie mówił nic po angielsku, ale był bardzo pomocny i życzliwy. Przejazd kosztował nas ok. 50 euro (za wszystkich) i trwał 40 min. Po mimo wąskich uliczek w miecie, to kierowca busa podwiózł nas pod same drzwi. Na powrót, również zdecydowaliśmy się na tego samego przewoźnika.Informacja: Nie spodziewajcie się fotelików dziecięcych. Co prawda w drodze powrotnej dostaliśmy dwa, ale chyba były zepsute 🙂 Na wstępie wspomnę, że nie ma tu nic do roboty! Nieźle zaczynam, co?Serio, jeśli szukamy rozrywkowej miejscówki z bogatym życiem nocnym to odradzam. Natomiast Castellammare jest idealne na leniwy odpoczynek. Włoska maksyma „dolce far niente” pasuje tutaj jak nigdzie indziej. Miasteczko jest takim typowym obrazkiem z widokówki – wąskie uliczki, pranie rozwieszone na sznurku między budynkami, mała klimatyczna zatoczka i wzgórza dookoła. Nie znajdziemy tu także znanych zabytków, ale poczujemy klimat sycylijskiej gościnności i spokojnego życia dnia codziennego.Najlepszą dla nas rozrywką było chodzenie tuż przed zachodem słońca i po zmierzchu po starej części miasta i chłonięcie atmosfery jaka panowała wtedy na ulicy.No, ale skończmy z tą propagandą i przejdźmy do konkretów. Zacznę od plaży. PlażeW zasadzie w centrum miasta jest tylko jedna niewielka, kamienista i otoczona murowaną skarpą. Niezbyt zachęcająca, ale ma swój jeden plus. Nie ma tam prawie ludzi. Woda czysta, plaża raczej też. Wiadomo jakby się czepiać to wszystko będzie beznadziejne. Komentarze dotyczące tej plaży są zdecydowanie przesadzone. Dla rodzin z dziećmi minusem będzie to, że trzeba do niej zejść po schodach – dość wąskich i stromych. Plaża jest mała, ale znajdziemy na niej bar i prysznic (płatny) oraz trochę piasku.Jest też druga plaża z prawdziwego zdarzenia, która będzie odpowiadała wszystkim tzn. jest ona długa, szeroka i piaszczysta z małymi falami. Idealna dla dzieci. Minusem jest jednak to, że oddalona jest od starego miasta o ok. 3,5 km. W zasadzie nic strasznego, bo jakieś 30 min spacerem, ale w pewnym momencie kończy nam się chodnik i trzeba iść dość ruchliwą ulicą. Kursuje jednak tam miejski autobus, który zabierze nas za jakąś śmieszną kasę (nie więcej niż 5 euro/os), a sympatyczny Pan kierowca machnie ręka na dzieciaki, które nic nie zapłacą. My jechaliśmy z przystanku, który znajdował się przy skrzyżowaniu Via Marina di Petrolo i Via Pisani. Autobus jechał ok. 10 min i dojeżdżał na samą plażę. JedzenieRestauracji, knajp, knajpeczek jest pełno więc z głodu nie umrzemy.Nasz dzień z reguły wyglądał tak, że z rana chodziłem po bułki, pomidory i salami do malutkiego lokalnego sklepu, gdzie byłem jedynym cudzoziemcem. Skala okazywanej mi sympatii była przeogromna, a kiedy próbowałem powiedzieć coś po Włosku, to już w ogóle byli szczęśliwi. Codziennie zaczepiali nas także nasi sąsiedzi (starsze małżeństwo), którzy częstowali nasze dziewczynki różnymi smakołykami.Po śniadaniu był krótki i powolny spacer na plażę i obowiązkowy przystanek przy jednej z lodziarni. To, co trzeba spróbować to lody w bułce, którymi zajadają się miejscowi. W zasadzie czasami zamiast tradycyjnego śniadania chodziliśmy tylko na lody i kawę 🙂 Zarówno my, jak i nasze dziewczynki byliśmy z takiego wyboru bardzo zadowoleni. Ceny przystępne, trochę drożej niż u nas, ale za to porcje obiadowe! Konkretnych stawek nie pamiętam, polecam za to Galeteria Vernaci – takich lodów nie jedliście nigdy.Obiady przyrządzaliśmy sami w naszym mieszkaniu, głównie dlatego, że w tym czasie Sycylijczycy mieli sjestę i restauracje były pozamykane. W mieście są supermarkety, więc bez problemu można się we wszystko co jest potrzebne zaopatrzyć. Kawałek jednak trzeba się przespacerować, bo są one zlokalizowane w „nowej” części miasta. Castellammare położone jest na zboczu, dlatego nasze spacery z wózkiem czasami były dużym wysiłkiem, bo było trzeba go pchać pod górę albo znosić po schodach.Kolacje, to nie tylko uczta dla podniebienia, ale i także dla duszy. Atmosfera, która panowała na ulicy była iście świąteczna – przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz. Każda restauracja i knajpka była pełna ludzi. Dominowały rodziny z dziećmi, a w tle zawsze grała muzyka na żywo. Ospałe miasteczko po zmroku było nie do poznania – tętniło życiem. Przy głównych ulicach nie było szans, aby z miejsca dostać stolik, więc trzeba się nastawić na czekanie, co nie jest łatwe kiedy wszyscy są głodni i zmęczeni. My staraliśmy się przychodzić na kolację o takiej godzinie, kiedy każdy szanujący się Sycylijczyk siedział w domu i dopiero szykował się na wyjście.Prawie każda knajpka jest godna polecenia, a już szczególnie te, które są tuż nad samą przystanią. Każdy, kto lubi owoce morza i ryby będzie mega zadowolony. Każda z tych restauracji jest codziennie zaopatrywana w świeże produkty. Niestety ceny w tych przybytkach kulinarnej rozpusty są znacznie większe niż w tradycyjnej pizzerii. I o ile zwykła pizza kosztowała w granicach 4 – 12 euro to skromna wersja kolacji na dwie osoby (dzieci i tak jadły od nas lub małe porcje dziecięce) w restauracjach przy przystani kosztowała ok. 70 euro.Będąc przy temacie jedzenia trzeba jeszcze wspomnieć o jednej potrawie, a w zasadzie o deserze. Cannoli to taka „rurka z kremem”, bardzo słodka i bardzo syta, która może mieć 1000 różnych odmian 🙂 Dzieci – uwielbiają! Wypożyczenie motorówkiJuż pierwszego dnia naszego pobytu, po pierwszym spacerze odkryłem, że można wypożyczyć motorówkę. Niby nic niezwykłego, ale tu na południu Włoch jakby luźniej podchodzi się do różnego rodzaju formalności 🙂 Wystarczyło pokazać dowód i zapłacić, i już można było płynąć łodzią na pełne morze!!!Serio, nic więcej nie potrzebowali. Szkolenie trwało 5 min, a najważniejszą jego częścią było to, żeby nie zbliżać się do skał na odległość nie mniejszą niż 100m – oczywiście również i to Włosi mieli w głębokim poważaniu.Nam udało się popłynąć dopiero w dzień wylotu ponieważ wcześniej za mocno wiało. Ze względu na ostre słońce i dzieci wybraliśmy motorówkę z rozkładanym baldachimem. Dodatkowo na dziobie były materace do leżenia i drabinka do wchodzenia do wody, no i kapoki. My mieliśmy własne, które zabraliśmy z Polski dla dziewczynek, a oprócz tego wzięliśmy także dmuchane koła i basenik, w którym pluskała się najmłodsza Felicja. Zacumowałem w małej błękitnej zatoce, gdzie przy dźwiękach włoskich szlagierów miło spędzaliśmy czas. Koszt wypożyczenia na 4h to 80 euro (60 łódka i 20 za paliwo, które wytraciliśmy).Ciekawostka: Doświadczyliśmy przez dwa dni wiatru Sirocco. Chodzi o to, że za dnia wiało umiarkowanie mocno, ale za to wiatr był mega ciepły, wręcz gorący. W nocy za to wiatr był huraganowy. W zasadzie, to by było tyle jeśli chodzi o opis Castellammare dell Golfo. Wspomnę jeszcze o wizycie w banku, do którego wchodzi się przez coś, co można by nazwać połączeniem drzwi i śluzy do tajnego laboratorium. Nie mogłem oczywiście zrobić zdjęcia, ale wyobraźcie sobie, że osoby z otyłością (i to nie jakąś straszną) raczej nie dadzą rady przejść przez te „drzwi”. Aha, jeszcze jedna rzecz, której nie da się pominąć będąc na Sycylii. Podobno w latach 70, co trzeci mężczyzna w Castellammare był w mafii! Do stolicy Sycylii wybraliśmy się na jednodniową wycieczkę lokalnym „PKS-em”. Autobusy odjeżdżają z Via dell Repubblica, miejsca, które można nazwać dworcem autobusowym. Skorzystaliśmy z rozkładu jazdy z wiaty przystankowej, a bilety kupiliśmy bezpośrednio u kierowcy. Nie pamiętam już ile kosztowały, ale nie był to duży wydatek. Autobus zatrzymał się na dworcu w Palermo zlokalizowanym tuż obok głównego dworca kolejowego. Nie mieliśmy żadnej zaplanowanej trasy, ba nawet za bardzo nie wiedzieliśmy, co można by tu zobaczyć. Sytuacja dość nietypowa jak dla nas, gdzie zawsze staramy się mieć jakiś plan. Tym razem postanowiliśmy poszwendać się po mieście i tyle. Gdzieś po drodze odwiedziliśmy informacje turystyczną aby dostać plan miasta. Tym co przeszkadzało w „wielkim” zwiedzaniu – nie licząc naszych dziewczynek 😉 był nieznośny upał. Tego dnia w Palermo było coś między 36, a 38 stopni. Oprócz katedry nie wchodziliśmy do żadnego budynku. W zasadzie to tylko ona zrobiła na mnie jako takie wrażenie. Stanowiła swego rodzaju „zlepek” różnych epok. Dość ciekawa budowla z zewnątrz, jak i od środka. Dzieciom najbardziej podobały się finezyjne fontanny i lodziarnie, a nam jeszcze targ, na który natrafiliśmy szwendając się nieśpiesznie po wąskich uliczkach. Dość ciężko było nam manewrować tam wózkiem dziecięcym, ale lokalsi byli dla nas bardzo mili i usuwali się z drogi. Targowisko – Mercato del Capo ciągnęło się wzdłuż kilku ulic i można było na nim kupić wszystko, a dodatkowo poobserwować prawdziwe życie miasta i jego energicznych z natury mieszkańców. Dosłownie obok znajduje się budynek sądu, który jest potężnie ufortyfikowany. To tu miały miejsce wszystkie te słynne procesy mafii sycylijskiej.Trochę wcześniej, idąc od dworca kolejowego przed siebie, doszliśmy do opery, która występowała w trzeciej odsłonie Ojca Chrzestnego – budynek jakoś nie powala, ale może się nie znam; kilka fotek i poszliśmy dalej.Aby trochę odpocząć od słońca zatrzymaliśmy się w dwóch parkach. Pierwszy prezentował się dość efektownie ze względu na piękne palmy, ale niestety nie było w nim za grosz cienia oraz placu zabaw. Mowa o Park Villa, który znajduje się na przeciwko Palazzo dei Normanni. Drugi natomiast zlokalizowany przy Piazza Marina cienia miał sporo, a dodatkowo porastały go OGROMNE fikusy, które na mnie zrobiły olbrzymie wrażenie. Tu też nie znaleźliśmy placu zabaw, ale rozrywką okazał się targ staroci, który ciągnął się wzdłuż chodnika otaczającego park. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że nie jest łatwo zwiedzać z dziećmi, tym bardziej jeżeli to są tylko nudne budynki, parki, rzeźby itp. Zawsze trzeba w tym wszystkim znaleźć czas i przede wszystkim chęci na coś co sprawi radość naszym dzieciakom. Czasami zwykłe zbieranie małych kamyczków do kubeczka będzie o wiele ciekawsze niż najpiękniejsza renesansowo-barokowo-brutalistyczna kamienica 🙂 Oczywiście nie może w tym wszystkim zabraknąć wspominanego przeze mnie jak mantra placu zabaw. Dla dzieciaków jest on tym samym, czym dla dorosłych w prawie 40 stopniowym upale piwko pod palmą 🙂 Otóż, w końcu udało nam się taki znaleźć!!! Tyle tylko, że był on na otwartym terenie z jednym tylko drzewem i ławką 🙁 Dla moich dziewczynek nie miało to najmniejszego znaczenia, nagle się ożywiły i palące słońce oraz wszechobecna duchota już im nie przeszkadzała. Tylko ja latałem za nimi z wywalonym jęzorem, co chwila dostarczając im wody i pilnując aby przypadkiem nie poparzyły się na zjeżdżalni i nie ściągały chustki z głowy. Na szczęście młodsza dość szybko się znudziła i poszła do wózka na drzemkę. Wspomniany przybytek znajduje się nad samym nabrzeżem, a nazywa się Il Parco della Salute – Livia Morello.Po krótkiej zabawie udaliśmy się powolnym krokiem … Czytaj dalej Sycylia – Lipiec 2018